Strony

piątek, 15 listopada 2013

True #5

Blondyn zaprowadził mnie do przyjemnego mieszkania.
- No...to tu mieszkam. - powiedział i uśmiechnął się.
- Fajnie tu...mieszkasz tu sam..?
Chłopak oparł się o framugę drzwi i z uśmiechem odpowiedział :
- No....nieraz wpadają kumple i jeśli przesadzimy z alkoholem to zostają na noc. Ale tak to sam.
Przeszedł mnie dreszcz na słowo "kumple".
-No to cóż....rozgość się a ja zamówię pizze.
- Spoko.
Usiadłam na wygodnej kanapie i głośno wzdychnęłam.
- Boże co ja tu robię....on ich zna. Nie, nie ja muszę stąd iść.- pomyślałam.
Wstałam i skierowałam się do drzwi.
- A ty gdzie się wybierasz.? - chłopak chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Ja...no ehh muszę iść - wydukałam cicho.
Blondyn zaśmiał się i puścił moją dłoń.
- Haha...chodź za 15 minut powinna byc pizza.
Poszłam za chłopakiem.
Usiadłam na sofie obok blondyna.
Siedzieliśmy w ciszy aż on przerwał cisze.
- Może coś powiesz..?
- Tsaa....wiesz... -nagle zadzwonił dzwonek od drzwi.
- To pewnie pizza - powiedział chłopak i pobiegł do drzwi.
Po chwili wrócił z 5 kartonami pizzy.
- Wow...strasznie dużo pizzy.
- No....hehehe
Przez chwilę w mojej głowie pojawiła się myśl że zaprosił tą bandę.
- Kto będzie to jadł...? - zapytałam ze śmiechem
-Jak to kto..? My....ciesze się że się wreszcie uśmiechnęłaś. Masz śliczny uśmiech. Nie ukrywaj go.
Zarumieniłam się.
- No to....yyy - szybko odpowiedziałam żeby to ukryć.
Niall otworzył karton i podał mi kawałek pizzy.
Po zjedzeniu 2 kawałków byłam pełna.
Blondyn nadal jadł.
- Dobra.....miałaś racje za dużo tej pizzy.
Zaśmiałam się...
- Na prawde masz śliczny uśmiech. - chłopak przysunął się bliżej.
Cofałam sie a on się przysuwał.
Natrafiłam na kant kanapy.
Czułam ciepły oddech chłopaka na swojej twarzy.
Niall nachylił się i już miał mnie pocałować kiedy to ktoś zapukał do drzwi.
- Kurwa...- przeklnął
Powolnym krokiem poszedł do drzwi.
- Cześć stary...- usłyszałam i o mało nie zemdlałam. To był głos Louisa.......
- O boże co ja mam robić..? - pomyślałam przestraszona.
Wstałam i rozejrzałam się po mieszkaniu.
Zauważyłam jakieś drzwi.
- Nic innego nie wymyśle...- pomyślałam i szybkim krokiem znalazłam się za nimi.
Uchyliłam drzwi i obserwowałam.
Do salonu wszedł Louis i zabrał kawałek pizzy.
- Ciekawe gdzie poszła... - usłyszałam słowa Nialla.
- Możesz mi jeszcze raz powiedzieć jak wyglądała i jak miała na ...imię.? - zapytał brunet.
- Pewnie....miała na imię Diana i...- nie dokończył bo Louis ze wściekłością walnął pięścią w stół.
Az podskoczyłam.
- Kurwa....Niall nie pamiętasz tej dziewczyny co ją do bazy przyprowadziłem.? - zapytał wkurzony brunet.
Blondyn zamyślił się a po chwili uderzył otwarta pięścią w czoło.
- No tak...faktycznie. Sorry stary nie poznałem jej.
- A gdzie ją "znalazłeś " . ?
- Siedziała w parku na ławce i płakała.
Louis zaśmiał się.
- Harry zadzwonił do mnie i powiedział że uciekła z domu.
Powinna wrócić. Jej przyjaciółki są teraz w naszej bazie.
Gdy to usłyszałam chciałam wyjść z ukrycia i mu przywalić. Ale po chwili się opanowałam i dalej obserwowałam.
-Dobra to gdzie ona jest..? - zapytał brunet.
Niall rozejrzał się i odpowiedział :
- Gdy poszedłem otworzyć drzwi to siedziała tutaj.
- No tak. Pewnie rozpoznała mój głos i się gdzieś schowała.
-Chodź poszukamy jej. - powiedział blondyn
Louis pokiwał głową i ruszył w stronę mojej kryjówki.
Serce waliło mi jak oszalałe.
Brunet szybkim ruchem otworzył drzwi i zapalił światło.
Powoli wszedł do pomieszczenia.
Ja cicho siedziałam za drzwiami.
Brunet otworzył drzwi od szafy a ja szybko wybiegłam z pokoju.
Szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia.
Nagle wpadłam na Nialla.
- Lo...- chciał zawołać bruneta lecz ja go zagłuszyłam.
Wpiłam się w jego usta.
Po chwili popchnęłam blondyna i wybiegłam z mieszkania.
Za mną słyszałam szybkie kroki.
Pobiegłam w stronę swojego domu.
- Ich tam juz pewnie nie ma....- pomyślałam.
Już miałam przebiec przez ulice gdy ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął.
-Zostaw mnie.!! - krzyknęłam kiedy dostrzegłam kto mnie trzyma.
Brunet zaśmiał się szyderczo i brutalnie pocałował.
Próbowałam walczyć. Wyrywałam się lecz nic nie mogłam zrobić.
Louis przeniósł swoje usta na moją szyje i zostawił na niej "znamię ".
Momentalnie łzy napłynęły do oczu.
- Puść mnie zboczeńcu.!! - wrzeszczałam.
I znów ten śmiech.
Brunet uderzył mnie pięścią w twarz.
Zatoczyłam się i upadłam.
Louis kopnął mnie.
Wszystko zaczęło się rozmazywać.

Powoli podniosłam powieki.
Przywitało mnie rażące światło.
Gdy się do niego przyzwyczaiłam ze strachem dostrzegłam że nie jestem w swoim domu.
Byłam w jakiejś ponurej norze.
Podciągnęłam się na łokciach i syknęłam z bólu.
Spojrzałam na moją bluzkę.
Była cała w krwi.
Opuszkami palców podniosłam koszulkę i zobaczyłam krwawiąca ranę.
Wszystko mi się przypomniało.
Ten psychol mnie skopał.
Nagle do pomieszczenia wszedł ten bandyta.
W ręce trzymał kubek.
Podał mi go.
Ja odsunęłam rękom kubek i odwróciłam się.
Brunet warknął i odwrócił mnie twarzą do siebie.
-Masz to wypić.!
- Nie chce tego pić.!
-Dobrze. Sama tego chciałaś... - powiedział po czym wlał mi siłą płyn do ust.
O mało się nie udusiłam. Połknęłam napój i ponownie się odwróciłam.
- Masz mnie słuchać.....rozumiesz..?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz