I tak spędziliśmy 3 dni w tym domu razem z Harrym.
Właściwie nie wiem po co my mu byłyśmy.
Ze mnie nie miał w ogóle żadnego pożytku.
Ciągle się z nim kłóciłam. Victoria była bardziej "usłuchana".
Lecz nie pozwalała na wszystko.
I tak pewnego ranka rozległo się walenie do drzwi.
Harry powolnym krokiem poszedł otworzyć.
Jego oczom ukazał się wkurwiony Louis.
- Cześć stary...co cię tu sprowadza.? - ...zapytał zdziwiony lokowany.
- Hmm....pomyślmy....szukam mojej dziewczyny.! - powiedział gniewnie brunet.
Harry podrapał się po głowię a po chwili odrzekł :
- A skąd pomysł że ona tu jest..? - zapytał chłopak z dziwnym uśmieszkiem.
- No wiesz bo ona......- nie dokończył bo wybiegłam zza rogu i rzuciłam się mu na szyje.
- Louis.! Jesteś...wiedziałam że przyjedziesz. - powiedziałam i pocałowałam go.
W tym samym czasie Harry zaczął się wycofywać.
Louis spojrzał na mnie a w jego oczach zagościła złość.
Fakt. Byłam cała w siniakach i trochę kulałam.
- Kto ci to zrobił..? -zapytał chociaż dobrze wiedział kto.
- Ty skurwielu.! - krzyknął i uderzył go pięścią w twarz.
Nagle za moimi plecami usłyszałam krzyk.
Odwróciłam się o zobaczyłam zakrwawioną Wiktorię.
Podbiegłam do niej i szybko spytałam :
- Co ci sie stało...?
Dziewczyna nic nie powiedziała tylko wskazała na loczka.
Z wściekłością podeszlam do Harrego i już miałam go uderzyć kiedy moja reke chwycił Louis i spokojnie powiedział :
- Ja to załatwię....
Właściwie nie wiem po co my mu byłyśmy.
Ze mnie nie miał w ogóle żadnego pożytku.
Ciągle się z nim kłóciłam. Victoria była bardziej "usłuchana".
Lecz nie pozwalała na wszystko.
I tak pewnego ranka rozległo się walenie do drzwi.
Harry powolnym krokiem poszedł otworzyć.
Jego oczom ukazał się wkurwiony Louis.
- Cześć stary...co cię tu sprowadza.? - ...zapytał zdziwiony lokowany.
- Hmm....pomyślmy....szukam mojej dziewczyny.! - powiedział gniewnie brunet.
Harry podrapał się po głowię a po chwili odrzekł :
- A skąd pomysł że ona tu jest..? - zapytał chłopak z dziwnym uśmieszkiem.
- No wiesz bo ona......- nie dokończył bo wybiegłam zza rogu i rzuciłam się mu na szyje.
- Louis.! Jesteś...wiedziałam że przyjedziesz. - powiedziałam i pocałowałam go.
W tym samym czasie Harry zaczął się wycofywać.
Louis spojrzał na mnie a w jego oczach zagościła złość.
Fakt. Byłam cała w siniakach i trochę kulałam.
- Kto ci to zrobił..? -zapytał chociaż dobrze wiedział kto.
- Ty skurwielu.! - krzyknął i uderzył go pięścią w twarz.
Nagle za moimi plecami usłyszałam krzyk.
Odwróciłam się o zobaczyłam zakrwawioną Wiktorię.
Podbiegłam do niej i szybko spytałam :
- Co ci sie stało...?
Dziewczyna nic nie powiedziała tylko wskazała na loczka.
Z wściekłością podeszlam do Harrego i już miałam go uderzyć kiedy moja reke chwycił Louis i spokojnie powiedział :
- Ja to załatwię....
Louis ruszył w stronę Harrego. Ja w tym czasie opatrywałam Victorię.
- Co on ci zrobił..? - zapytałam po chwili.
-Chciał mnie zaciągnąc do ....
-Nie musisz kończyć...wiem...i co było dalej..?
Dziewczyna powstrzymała łzy i odpowiedziała.
- Od jakiego czasu mnie nie widziałaś.?
Zamyśliłam się i klepnęłam dłonią w czoło.
Faktycznie nie widziałam jej od wczorajszego popołudnia.
- No więc zamknął mnie... w piwnicy i....- urwała i otarła łzy, które spływały jej po policzkach.
- .....i bił.
Teraz to ja się rozpłakałam. Chwyciłam wacik i zaczęłam ocierać rany na brzuchu dziewczyny.
Wszystkie odgłosy wróciły. Słyszałam jęki Harrego i płacz Victori.
- Przerwij mu. On go zabije.! -z rozmyslań wyrwał mnie przerażony głos dziewczyny.
Podbiegłam do Louisa i chwyciłam go za rękę.
-Dosyć....przestań. Dostał nauczkę.
-Ale.... - nie dokończył.
- Proszę....pomóż mi zanieść Victorię do auta.
Brunet otrzepał się i poszedł za mną.
Kiedy brunetka była w samochodzie ja zawróciłam do domu.
-Gdzie ty idziesz..? - zapytał mnie Louis i przytrzymał moją dłoń.
-A co z......Harrym.? - zapytałam i spojrzałam chłopakowi w oczy.
W jego spojrzeniu pojawiła się złość, która potem zamieniła się w zwątpienie.
- On cię....zranił. Pobił twoją kuzynkę....a ty chcesz mu pomóc.?!
Chciałam mu odpowiedzieć ale miał rację.
Cos jednak nie dawało mi spokoju.
Wyrwałam rękę i pognałam w stronę domu.
Za sobą słyszałam głos Louisa.
Nie zwracałam na to uwagi . Zdecydowanym krokiem weszłam do mieszkania.
Na podłodze zastałam Harrego w kałuży krwi.
Przełknęłam ślinę i uklękłam przy nim.
- Prze....pra..szam....- wyszeptał po czym zemdlał.
W moich oczach pojawiły się łzy.
Jedna spłynęła i spadła na podłogę.
Nagle ktoś do mnie podbiegł i odciągnął od Harrego.
- Louis co ty wyprawiasz...? -krzyknęłam i odepchnęłam chłopaka.
-Zostaw tego gnoja.! Nawet sie do niego nie zbliżaj.!
Wzdrygnęłam się na jego podniesiony ton.
- Lou..is - powiedziałam i rozpłakałam się.
Brunet przytulił mnie. Ja odepchnełam go i powiedziałam przez łzy.
- Przesadziłeś...nie możemy go tak zostawić.....
- Co on ci zrobił..? - zapytałam po chwili.
-Chciał mnie zaciągnąc do ....
-Nie musisz kończyć...wiem...i co było dalej..?
Dziewczyna powstrzymała łzy i odpowiedziała.
- Od jakiego czasu mnie nie widziałaś.?
Zamyśliłam się i klepnęłam dłonią w czoło.
Faktycznie nie widziałam jej od wczorajszego popołudnia.
- No więc zamknął mnie... w piwnicy i....- urwała i otarła łzy, które spływały jej po policzkach.
- .....i bił.
Teraz to ja się rozpłakałam. Chwyciłam wacik i zaczęłam ocierać rany na brzuchu dziewczyny.
Wszystkie odgłosy wróciły. Słyszałam jęki Harrego i płacz Victori.
- Przerwij mu. On go zabije.! -z rozmyslań wyrwał mnie przerażony głos dziewczyny.
Podbiegłam do Louisa i chwyciłam go za rękę.
-Dosyć....przestań. Dostał nauczkę.
-Ale.... - nie dokończył.
- Proszę....pomóż mi zanieść Victorię do auta.
Brunet otrzepał się i poszedł za mną.
Kiedy brunetka była w samochodzie ja zawróciłam do domu.
-Gdzie ty idziesz..? - zapytał mnie Louis i przytrzymał moją dłoń.
-A co z......Harrym.? - zapytałam i spojrzałam chłopakowi w oczy.
W jego spojrzeniu pojawiła się złość, która potem zamieniła się w zwątpienie.
- On cię....zranił. Pobił twoją kuzynkę....a ty chcesz mu pomóc.?!
Chciałam mu odpowiedzieć ale miał rację.
Cos jednak nie dawało mi spokoju.
Wyrwałam rękę i pognałam w stronę domu.
Za sobą słyszałam głos Louisa.
Nie zwracałam na to uwagi . Zdecydowanym krokiem weszłam do mieszkania.
Na podłodze zastałam Harrego w kałuży krwi.
Przełknęłam ślinę i uklękłam przy nim.
- Prze....pra..szam....- wyszeptał po czym zemdlał.
W moich oczach pojawiły się łzy.
Jedna spłynęła i spadła na podłogę.
Nagle ktoś do mnie podbiegł i odciągnął od Harrego.
- Louis co ty wyprawiasz...? -krzyknęłam i odepchnęłam chłopaka.
-Zostaw tego gnoja.! Nawet sie do niego nie zbliżaj.!
Wzdrygnęłam się na jego podniesiony ton.
- Lou..is - powiedziałam i rozpłakałam się.
Brunet przytulił mnie. Ja odepchnełam go i powiedziałam przez łzy.
- Przesadziłeś...nie możemy go tak zostawić.....
Popatrzyłam błagalnie na chłopaka a on powiedział :
- Wiesz że nie umiem ci odmówić. W szczególności kiedy płaczesz.?
Uśmiechnęłam się pod nosem i otarłam łzy.
- No niech będzie. Podnieśmy go.
Po tych słowach przenieśliśmy Harrego do auta.
Usiadłam na miejscu obok kierowcy i zapięłam pas.
Louis usiadł za kółkiem i po chwili ruszyliśmy.
Jechaliśmy w ciszy aż w końcu Victoria ją przerwała.
- Dokąd ...jedziemy.?
- Do domu. Diana....wolisz do siebie czy do mnie.?
Bez namysłu odpowiedziałam.
- Do mnie....zrobię cos do jedzenia.
Widziałam że chłopak się lekko uśmiechnął.
-Ale najpierw do szpitala.
Louis spojrzał na mnie a potem na Harrego który leżał na tylnym siedzeniu tuż obok Victorii.
-Ale.....no dobra.
-On jest naprawdę ranny.....ty nie będziesz musiał iść. Ja pójdę sama.
- Jak to sama....? Przecież on jest ciężki. Będę musiał tam iść z tobą.
- Nie....Louis. Ty masz plamy od krwi na bluzce. Oni powiążą fakty i wywnioskują że to ty go tak pobiłeś.....co jest prawdą.
Brunet westchnął i odrzekł:
- Dobra....masz rację.
Obejrzałam się do tyłu.
Harry się obudził ale był osłabiony.
- Jak się czujesz..?
- Wszystko mnie boli....- to mówiąc położył się.
Jego głowa opierała się o kolana mojej kuzynki.
Zmierzyłam go wzrokiem i cicho powiedziałam :
- Flirciarz...
Dalszą drogę wszyscy milczeli.
Nieraz zerkałam do tyłu.
W pewnej chwili zauważyłam jak Victoria głaszczę bruneta po głowię.
Zrobiłam wielkie oczy i już miałam coś powiedzieć, ale ugryzłam się w język.
Po co zaczynać awanturę......przecież przeprosił.
Zapatrzyłam się w budynek szpitala, który było już widać.
Po chwili stanęliśmy na szpitalnym parkingu.
Szybko wysiadłam z wozu i otworzyłam tylne drzwi.
Podałam rękę Harremu.
- Podeprzyj się na mnie. - powiedziałam kiedy chłopak był już na zewnątrz.
Powolnym tempem ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych szpitala.
Kiedy byliśmy już w środku poczułam smród lekarstw.
W oddali zamajaczyła biała postać.
Szybko podeszłam do krzesełek i powiedziałam:
- Poczekaj tu...pójdę po lekarza.
Chłopak przytaknął.
Ruszyłam w stronę lekarza lecz Harry przytrzymał moją dłoń.
- Przepraszam....jeszcze raz.
Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam :
- Już mówiłeś.....a ja się nie gniewam. Czy gdybym się gniewała pomogła bym ci.?
Brunet uśmiechnął się szeroko i puścił moją dłoń.
Ja pobiegłam do lekarza.
-Proszę pana mój przyjaciel miał wypadek...czy mógłby pan mu pomóc.?
- Już...już idę.
I tak po około 5 godzinach wreszcie wyszliśmy ze szpitala.
- Wreszcie jesteście....co tak długo.? - zapytał Louis i zmierzył wzrokiem Harrego.
- Czekaliśmy na lekarza.....ciesz się że twoja dziewczyna ma dobre pomysły. Wmówiła mu że spadłem z roweru i nadziałem się na badyl.
Zarumieniłam się i pomogłam wsiąść o bandażonęmu chłopakowi do auta.
Po chwili usiadłam obok Louisa i zapięłam pas.
- No to już ruszaj....czas na obiad.
- Wiesz że nie umiem ci odmówić. W szczególności kiedy płaczesz.?
Uśmiechnęłam się pod nosem i otarłam łzy.
- No niech będzie. Podnieśmy go.
Po tych słowach przenieśliśmy Harrego do auta.
Usiadłam na miejscu obok kierowcy i zapięłam pas.
Louis usiadł za kółkiem i po chwili ruszyliśmy.
Jechaliśmy w ciszy aż w końcu Victoria ją przerwała.
- Dokąd ...jedziemy.?
- Do domu. Diana....wolisz do siebie czy do mnie.?
Bez namysłu odpowiedziałam.
- Do mnie....zrobię cos do jedzenia.
Widziałam że chłopak się lekko uśmiechnął.
-Ale najpierw do szpitala.
Louis spojrzał na mnie a potem na Harrego który leżał na tylnym siedzeniu tuż obok Victorii.
-Ale.....no dobra.
-On jest naprawdę ranny.....ty nie będziesz musiał iść. Ja pójdę sama.
- Jak to sama....? Przecież on jest ciężki. Będę musiał tam iść z tobą.
- Nie....Louis. Ty masz plamy od krwi na bluzce. Oni powiążą fakty i wywnioskują że to ty go tak pobiłeś.....co jest prawdą.
Brunet westchnął i odrzekł:
- Dobra....masz rację.
Obejrzałam się do tyłu.
Harry się obudził ale był osłabiony.
- Jak się czujesz..?
- Wszystko mnie boli....- to mówiąc położył się.
Jego głowa opierała się o kolana mojej kuzynki.
Zmierzyłam go wzrokiem i cicho powiedziałam :
- Flirciarz...
Dalszą drogę wszyscy milczeli.
Nieraz zerkałam do tyłu.
W pewnej chwili zauważyłam jak Victoria głaszczę bruneta po głowię.
Zrobiłam wielkie oczy i już miałam coś powiedzieć, ale ugryzłam się w język.
Po co zaczynać awanturę......przecież przeprosił.
Zapatrzyłam się w budynek szpitala, który było już widać.
Po chwili stanęliśmy na szpitalnym parkingu.
Szybko wysiadłam z wozu i otworzyłam tylne drzwi.
Podałam rękę Harremu.
- Podeprzyj się na mnie. - powiedziałam kiedy chłopak był już na zewnątrz.
Powolnym tempem ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych szpitala.
Kiedy byliśmy już w środku poczułam smród lekarstw.
W oddali zamajaczyła biała postać.
Szybko podeszłam do krzesełek i powiedziałam:
- Poczekaj tu...pójdę po lekarza.
Chłopak przytaknął.
Ruszyłam w stronę lekarza lecz Harry przytrzymał moją dłoń.
- Przepraszam....jeszcze raz.
Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam :
- Już mówiłeś.....a ja się nie gniewam. Czy gdybym się gniewała pomogła bym ci.?
Brunet uśmiechnął się szeroko i puścił moją dłoń.
Ja pobiegłam do lekarza.
-Proszę pana mój przyjaciel miał wypadek...czy mógłby pan mu pomóc.?
- Już...już idę.
I tak po około 5 godzinach wreszcie wyszliśmy ze szpitala.
- Wreszcie jesteście....co tak długo.? - zapytał Louis i zmierzył wzrokiem Harrego.
- Czekaliśmy na lekarza.....ciesz się że twoja dziewczyna ma dobre pomysły. Wmówiła mu że spadłem z roweru i nadziałem się na badyl.
Zarumieniłam się i pomogłam wsiąść o bandażonęmu chłopakowi do auta.
Po chwili usiadłam obok Louisa i zapięłam pas.
- No to już ruszaj....czas na obiad.
_________________________________________________________________________________
Hehehe......to tyle ja na razie ;33